Sławińska pisze

By Ania Kitka
Czego unikać w Paryżu?

Czego unikać w Paryżu?

Mieszkając w Paryżu nauczyłam się żyć według schematu i co najgorsze według systemu, który ciągnie mnie za sobą w dół. Nie mam pojęcia czy tak wygląda dorosłe życie, czy po prostu sama tworzę sobie taki obraz rzeczywistości. Robisz coś, bo ciągle w głowie słyszysz ten pieprzony, cichy głosik „musisz, musisz, musisz, ku… no musisz”. Mimo to jestem przekonana, że w końcu nadejdzie ten najcudowniejszy dzień w moim życiu, spakuje swoje stare walizki i pokażę środkowy palec w stronę Wieży Eiffla, pędząc autostradą A1 w stronę Polski.

Za kilka lat spojrzę na swoje paryskie przygody z przymrużeniem oka, pod nosem cicho się zaśmieję, w końcu odetchnę świeżym, porannym powietrzem, zrobię sobie kawę, wypiję bez pośpiechu i bez zasranego stresu i powiem, że było warto. Warto było ulegać pracodawcy, zaciskać zęby, gdy wiesz że masz rację, ale i tak nikt ci w to nie uwierzy. Warto było raz w tygodniu kłócić się z szoferem, który BTW jest skończonym idiotą i na którego widok masz ochotę puścić pawia. Warto było ciągle chodzić ze sztucznie przyklejonym do twarzy uśmiechem, tylko po to, by unikać stresujących sytuacji i w końcu warto było poświęcić kilka lat swojego życia, by przez jego resztę spełniać swoje marzenia. Gdy przez jakiś czas żyjesz w zawieszeniu i spotyka Cię dużo przykrości, to możesz być pewien, że w końcu los się do Ciebie uśmiechnie. Wystarczy poczekać.

A tymczasem, gdy tkwisz w tej musowej rzeczywistości, która właściwie wydaje się być długim snem, musisz nauczyć się czego unikać, żeby mieć jak najmniej problemów.

1. Za granicą unikaj rodaków.

Boże! Wiem, że to okropne i wiem, że to czysta generalizacja, ale to po prostu prawda! Na moje szczęście, ja za granicą spotkałam wielu wspaniałych Polaków. Mój narzeczony trafił na naprawdę dobrego szefa, Polaka. A będąc tutaj nasłuchałam się wielu historii o patronach, którzy swoich rodaków traktują jak gówno, za przeproszeniem oczywiście. Nie wypłacają pieniędzy, choć dobrze pracowałeś. Wykorzystują Twoje słabe strony np. nieznajomość języka i za drobne usługi życzą sobie wygórowane stawki. Obgadują za plecami, choć Tobie wmawiają, że jesteś zajebisty. I przede wszystkim są kurewsko zazdrośni. Masz lepsze auto? ( bo ku… na nie zapracowałeś), a w dupę porysuję Ci drzwi gwoździem, bo nie możesz mieć lepszej fury ode mnie. Masz lepszą dniówkę? A w dupę, pójdę do szefa nakablować, że robisz to czy tamto, choć nawet jakbyś miał złamane dwie ręce, to i tak pracujesz lepiej od tej lebiody. Prowadzisz na lewo mały biznesik? ( jesteś fryzjerką u siebie na kwadracie), a w dupę pójdę do „skarbówki” i powiem, że nie odprowadzasz należnych państwu podatków itd itd. Takich sytuacji jest tak samo dużo jak w Polsce. Ale no do cholerny jasnej. Każdy Polak przyjechał tu po kasę. Oczywiste. To od nas samych zależy komu jak się wiedzie. My jesteśmy kowalami swojego losu. My sami mamy wpływ na nas samych! Weźmy na przykład Portugalczyków mieszkających w Paryżu. Taki koleś otwiera knajpę przy rue coś tam… Kogo tam spotkamy wieczorami przy piwku albo małej czarnej? Portugalczyków!!! Oni żyją w grupach, wzajemnie się wspierają i tak samo wspierają swoje interesy. Są po prostu solidarni. No cóż, nam Polakom to słowo chyba wymazało się ze słowników i co gorsze, z serc. Trudno. Fuck it. Ale szukajmy bliżej. Weźmy na przykład mnie 🙂

Przed świętami Bożego Narodzenia, w zeszłym roku, razem z narzeczonym postanowiliśmy zamienić nasze cudowne 17m2, w cudownej 10 dzielnicy na coś za Paryżem, by żyło się spokojniej. Jako, że żadne z nas dobrze nie włada językiem tak wykwintnym jak francuski, ogłoszeń szukaliśmy na „polonika.fr”. I choć wiele się słyszy, że Polacy to oszuści albo, że zdzierają za dużo kasy, postanowiliśmy spróbować. Od razu udało się znaleźć ogłoszenie, to od razu zadzwoniliśmy. Pani w słuchawce była mega przemiła, wręcz słodka. Wzbudziła zaufanie i sympatię. Umówiliśmy się na spotkanie, jak tylko wrócimy do Francji. Mieszkanko było śliczne, mimo że w piwnicy z malusieńkimi oknami. Ale było czyste, nowe, zadbane i były tam kaloryfery. Matko kochana! Jak ja się cieszyłam, że będę miała suche ręczniki. Po pierwszym spotkaniu byliśmy 100% na tak. Bierzemy! Właściciele, polskie małżeństwo z dwójką dzieciaków ( w sumie nastolatków ) byli podejrzanie przesympatyczni. Ona, wysoka blondynka była tak słodka, że miałam ochotę przyczepić jej do czoła „tęczowego roga”, robiąc z niej tym samym bajkowego jednorożca. Madame „sweet unicorn” miała męża. Bardziej mu było do Shreka niż do konia. Był dobrze zbudowany i nie był wcale przesłodzony. Był normalny, naturalny. Jej nie polubiłam na samym wejściu, ktoś kto rzyga tęczą wzbudza w Tobie cień zwątpienia. On był spoko. Wtedy. Mieszkanko mieliśmy wynająć na kilka lat. Od razu wyraźnie to zaznaczyliśmy i oni zapewnili ze stoickim spokojem, że również szukają lokatorów na kilka lat. Po ośmiu miesiącach dostaliśmy wypowiedzenie, pod pretekstem przeprowadzki jej mamy, bo bidulka zachorowała. No trudno zdarza się. Tyle, że teraz mają tam kuchnię, a mama siedzi w Polsce. Po prostu nas wycyckali, potrzebowali naszej kasy z czynszu, by odłożyć na remont. Ale nie ma tego złego, co na dobre, by nie wyszło. Po kilku dniach znaleźliśmy o niebo lepsze mieszkanie w pięknej okolicy.

 

2. Unikaj kontaktu wzrokowego z obcymi, szczególnie mężczyznami.

Paryż to niebezpieczne miasto, gdzie oprócz idiotów spotkać możesz psycholi. Gdy pierwszy raz sama przyjechałam do miasta miłości, sama musiałam dotrzeć z lotniska do Paryża, sama ogarnąć metro i sama dostać się ze stacji Gare de Lyon pod katedrę Notre Dame. Wyglądałam jak typowa turystyka. Oczy wędrowały wszędzie tam, gdzie nie powinny, uśmiech na twarzy jak u osoby z zaburzeniami psychicznymi, mała walizka i mapka metra. Łatwy, ładny cel dla paryskich psychopatów. W metrze od razu przyczepił się do mnie czarnoskóry mężczyzna. Wysoki, elegancko ubrany, z zegarkiem od Armaniego. Coś tam zagadywał po francusku. Ja z uśmiechem na twarzy odpowiedziałam, że nie mówię po francusku. Błąd!! W magiczny sposób koleś szybko przełączył się na super poprawną angielszczyznę. Skąd jesteś? Ile masz lat? Po co przyjechałaś? Czy jesteś sama? Itd itd…. Kurwa! Oczy wszystkich pasażerów oczywiście były zwrócone na nas, bo wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że mam do czynienia być może z mordercą, który pod długim, czarnym płaszczem chowa maczetę. Byłam głupia. Niedoświadczona. Ufna. Miła. Błąd!!! Jak kretynka weszłam z kolesiem w gadkę. To w końcu Paryż. A Francuzi taaacy mili. Taki mają tu klimat, ok. I nie byłoby w sumie nic strasznego i dziwnego w tej sytuacji, gdyby nie fakt, że koleś wysiadł na mojej stacji i niepewnym krokiem za mną podążał. W końcu, na schodach zaoferował się, że mi pomoże wnieść walizkę. Nie czekał wcale na moją odpowiedź lecz szybko chwycił za rączkę bagażu. Na szczęście udało mi się go wyrwać. Odwróciłam się plecami od kolesia i szybkim krokiem szukałam wyjścia z metra. Typ szedł za mną. Gdy udało mi się wyjść na powierzchnię, stanęłam w poszukiwaniu katedry, gdzie byłam już umówiona z narzeczonym. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Natrętny psychopata złapał mnie pod rękę jak najlepszy przyjaciel i zapytał: No to dokąd idziemy? Osłupiałam. Ja pierdo. .. czego on chce?! Wyjęłam z kieszeni telefon i udałam, że dzwoni mój narzeczony. Kolo mnie pyta: Kto to?!!!! Byłam już przestraszona nie na żarty. Szybko wzrokiem poszukałam w oddali jakiegoś faceta z telefonem i odpowiedziałam, że idzie już mój narzeczony, wskazując palcem na zupełnie kogoś obcego. Bez słowa, w mgnieniu oka „kolega psychopota” zwiał. A od narzeczonego dostałam opierdziel i odbyłam swoją pierwszą lekcję ” Czego nie robić w Paryżu”.
Najczęściej takie sytuacje przytrafiają się w metrze. Dlatego pod ziemią musisz być szybki, obojętny i przede wszystkim niewidzialny.

3. Nie wdawaj się w niepotrzebne dyskusje z kimkolwiek.
Nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Na przykład samym zerkaniem na kogoś możesz w tym kimś wzbudzić niezadowolenie, agresję i wywołać bójkę. Ostatnio byłam świadkiem niemiłej sytuacji, gdy banda czarnoskórych, młodych ” paryżanek” lała się po mordzie w pociągu. Scena niczym z filmu, bo laski na prawdę waliły w siebie pięściami jak na ringu. W całą sytuację zamieszana była para Chińczyków, koleś albo się wtrącił, albo bronił swojej dziewczyny, w każdym razie, napieprzał jedną z walecznych, pięściami po twarzy, głowie i ciele. Na szczęście w pociągach bardzo często jeżdżą policjanci po cywilnemu. Szybko zapanowali nad rozwścieczonym tłumem dzikusek, przewracając jedną z nich na glebę. Wszystkie zakute w kajdanki zostały wyprowadzone z pociągu. Młode czarnoskóre panny są zaczepne, hałaśliwe i agresywne. Jedna taka zaczepiała moją koleżankę, gdy ta wracała do domu w południe! Olka grzecznie zapytała, o co jej chodzi i dostała sporego liścia w twarz. Ot co!

4. Nie kupuj biletów na metro w maszynach, gdy są długie kolejki.

Metro jest idealnym miejscem do kradzieży. To raj dla kieszonkowców. Gdy jeździsz jednym i tym samym pociągiem przez 2 lata, potrafisz rozpoznać złodzieja. W metrze roi się od grajków, Ci są niegroźni, bezdomnych, oni tylko śpią, żebraków, z nimi jest różnie i od złodziei. Paryskie metro to miasto pod miastem. Żyje własnym życiem, niestety niezbyt urodziwym i niebezpiecznym. Są stacje, które są bardzo popularne wśród turystów. Jedną z owych jest stacja Franklina D. Roosevelta. Znajduje się pod luksusowymi ulicami: Champs – Elysees i Avenue Montaigne. Na tych ulicach roi się od drogich i luksusowych butików. Dior, Chanel, Prada, Fendi itd. Sklepy często są odwiedzane przez głodnych czegoś paryskiego, mega za drogiego i oczywiście markowego, turystów. Na powierzchni zostawiają zawartości swoich grubych portfeli, by później te ekskluzywne towary znosić do prześmierdniętego moczem podziemia. Aby wejść do pociągu, co taki turysta musi mieć oprócz czterech toreb od Louisa Vuittona? Bilet! Staje więc w długiej kolejce do maszyny z papierkowymi przepustkami do obleganych, paryskich kolejek, manifestując wszystkim przez jakieś 15 minut swoje cenny zakupy. I to jest ten moment, gdy zza rogu wyłania się gang małoletnich Rumunek. W metrze maszerują czwórkami. Ustawiają się pod ścianą, blisko maszyny z biletami, aby uważnie obserwować swoje ofiary. Patrzą na ręce, torebki, zegarki i robią to tak perfidnie, że czujesz jak rozbierają Cię swoim głodnym czegoś drogiego wzrokiem. Potrafią stanąć tak blisko Ciebie, że czujesz ich niezbyt świeży oddech na szyi. Ręce zaciskasz na swojej torebce, pilnujesz portfela i telefonu. Nie mija minuta a one chwytają torby od Vuittona i wyrywają swoje zdobycze zdezorientowanym azjatyckim turystom. Biegną schodami w stronę wyjścia, by w 3 sekundy zniknąć w tłumie paryskich spacerowiczów. Na szczęście ja nigdy nie zostałam okradziona przez „gang rumuńskich laleczek” ale widziałam jak wygląda ich zatrzymanie przez policję. Przeszukują im kieszenie, sprawdzają dokumenty i wypytują skąd u lasek ubranych w brudne dresy, piankowe klapki typu „kubota”, cztery torby od Vuittona. Na tym obrazku z całą pewnością coś nie pasuje.

Jeżeli chcesz zamieszkać w Paryżu, proszę bardzo. Musisz jednak nauczyć się kilku zasad. Powinieneś być uważny, ostrożny i przewidywalny. Musisz być zawsze o krok dalej w myślach niż jesteś w rzeczywistości.
Jeżeli mogę Ci poradzić jak żyć w Paryżu? To żyć z dystansem do samego życia.

4 comments found

      1. Kochana, pisz, pisz. Może jak „mama w Paryżu” wypuscisz jakąś książkę:) był by kolejny hit 🙂 masz dystans, poczucie chumoru, jesteś szczera, piszesz lekko. Kibicuje Twojemu blogowi i Tobie:* :* :*

Your email address will not be published. Required fields are marked with *.