Sławińska pisze

By Ania Kitka

Flyfishing i mokre gacie.

Mój Pierwszy Pstrag.png

   Podobno wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Albo coś Ci posłuży, albo wyjdzie Ci to bokiem. Ja w przed dzień ukochanego święta studentów spróbowałam flyfishingu .

O wędkarstwie muchowym wiedziałam niewiele. Podobno na muchę łowiła Coco Chanel, ale podobno też bzykała się z niemieckim szpiegiem podczas II wojny światowej. Mucha kojarzyła mi się z wnerwiającym owadem, a wędkarstwo z piwem, dużym brzuchem i małym, rozkładanym krzesełkiem. Na ryby zabierał mnie tata, gdy ledwo skończyło dziecko wyciągać gile z nosa. Pamiętam wiadra z waniliową zanętą na karpie, słodką kukurydzą i robakami w plastikowych pudełkach na sałatki. Czy to prawda, że córeczki tatusia, gdy dorosną szukają księcia z bajki na podobiznę ojca swego?

   Mój M.. zabiera mnie na ryby, owszem. Ale nie te zwykłe ryby, gdzie siedzisz cztery godziny nad brzegiem syfiastej wody i patrzysz na spławik, modląc się aby znikł pod powierzchnią wody. Ja dzisiaj po raz pierwszy złowiłam rybę na muchę. Ja pierdziele. Człowiek tuż przed trzydziestką, a nie wiedział jak przyjemnie może być na rybach. Pominę konieczność zdejmowania muchowego outfitu, gdy zachciewa się siku. Jako kobieta postaram się, wam kobietom, wytłumaczyć o co chodzi.

   Aby łowić na muchę nie wystarczy machać kijem w wodzie. Trzeba być starannie przygotowanym. Zacznę od tego, co nas kobiety, interesuje najbardziej. Ciuchy i żarcie. Ponieważ łowiąc ryby stoimy po cycki w wodzie, musimy mieć odpowiednie spodnie. Ja nie mam jeszcze swoich „gaci”, dlatego pożyczyłam od mojego M.. Wykonane są z pianki, która grzała mój tyłeczek, walczący z prądem rzeki. Wędkarstwo muchowe to nie lada wyzwanie. Wchodzisz do rzeki, która jest ci obca i nie wiesz, czy przypadkiem zaraz nie wywiniesz do niej orła. Porządne ubranie to podstawa! Ciepła kurtka w zimę, koszula w lato i czapka z daszkiem. W rzece oprócz kamieni, przeróżnych roślin, badyli i dziur są jeszcze ryby. Moja pierwsza zdobycz o mały włos nie została przeciągnięta przez przelotkę ( to te małe kółeczka przy tym długim kiju). Gdy już uda  się przechytrzyć rybę i masz „branie” nie wpadaj w panikę. Nie krzycz na całe gardło: „M.. co mam robić, co mam robić, co mam robić??!!” Tylko pewnie, ale spokojnie zatnij rybę, unieś wędkę do góry i delikatnie sprowadź rybę w stronę brzegu. Dlaczego? Najpiękniejsze w tym wszystkim, czego od kilku lat uczy mnie M.. jest to, że nie zabijamy ryb. Dbamy o nie. Nie chcemy ich skrzywdzić. Są ludzie, którzy uważają, że to hipokryzja i OK, każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Ja nauczyłam się postrzegać wędkowanie jako pasję, sport, oderwanie od rzeczywistości bez użycia środków odurzających. Łapię rybę, patrzę w oczka, pstrykam fotkę i macham na pożegnanie. Ryba odpływa.

   Wędkarstwo to także celebrowanie chwili. Uczysz się doceniać przyrodę, ciszę, przejrzystość wody. Wędkarstwo to także ludzie. Cała otoczka, również jedzenie! Kiedy łazisz cały dzień brzegiem rzeki lub w rzece, średnio co półtorej godziny odczuwasz w brzuchu ssanie. Ja jestem żarłokiem i podobno trudniej mnie wyżywić, niż ubrać, dlatego w kieszonce przy cyckach warto schować łakocie. Cudownie jest w połowie dnia zjeść kiełbaskę z ogniska i wypić ciepłą herbatę, nie pijcie piwa. Po piwie chce się sikać. Uwierzcie mi, ciężko idzie, gdy masz na sobie „muchowe gacie”, dwie pary getrów, dresy, kurtkę i trzy bluzki. Dlatego tak ważne jest, aby zaopatrzyć się w profesjonalne, cienkie, ale ciepłe ciuszki. Tak. Na następne urodziny nie poproszę o kolejne kolczyki, torebkę czy komplet pościeli, ale o bieliznę termoaktywną 🙂

Mój pierwszy pstrąg był mały. 

   Nie ważne, bo emocje były wielkie. Po raz pierwszy złowiłam pstrąga na muchę. Kiedyś podobno, gdy tata zabierał mnie na płatne łowiska, dostałam wędkę do łapy. Tata mówi: „Idź, dziecko kochane, tam jest mała rzeczka, idź i sobie połów”. No to dziecko poszło. I złowiło dziesięć pstrągów metodą „na robaka”. A, że małych pstrągów żywot krótki, trzeba było je zabrać ze sobą. Z ryb Ania wróciła z ciężką siatą, a tata lżejszy o stówkę. Więcej wędki w łapę nie dostałam ( na płatnym łowisku).

   W dzikiej rzece o pstrąga dużo trudniej. Metod jest kilka. Ja poznałam jedną, ale widocznie skuteczną, bo kropkowańca złowiłam. Dwugodzinne, czasem, stanie w rzece rekompensuje jedna mała rybka. Rzucasz przynętę na lince i prowadzisz ją w wodzie. Powtarzasz czynność 10 minut, myśląc, którego teraz batona wyciągnąć z cycków, aż tu nagle czujesz szarpnięcie. Jest! Mam branie, co to? Co to? – myślisz. Po naciągnięciu linki możesz ocenić wielkość ryby. M…to już wie nawet jaka to ryba, wcale jej nie widząc. Gdy zza pleców słyszysz: Mycha! Spokojnie! I dostajesz cenną instrukcję, co i jak po kolei, w końcu do podbieraka łapiesz swoją rybkę. I choć może dla niektórych w wędkarstwie wcale nie o to chodzi, dla mnie najfajniejszy moment, to moment wypuszczania ryby do wody.

   Wieczorem siadasz przy grillu z ekipą wędkarzy i rozmawiasz o pierdołach. Kładziesz się do nieswojego łóżka i myślisz, co jutro przyniesie ci rzeka. Zasypiasz, myśląc w którą stronę popłynął twój pstrąg…

DSC02965.JPG

DSC02933.JPG

DSC02963.JPG

20170501_132216.jpg

20170430_163833.jpg

20170501_120406.jpg

20170430_163228.jpg

DSC03002.JPG

Your email address will not be published. Required fields are marked with *.