Mieszkanie numer 23.
W poprzednich postach wyprowadzkę do Paryża przedstawiłam w palecie czerni i szarości. No cóż, początki nigdy nie są łatwe. Głowa do góry! Z każdej najbardziej dupnej sytuacji jest wyjście. Wystarczy przestawić swój tok myślenia na „doceniaj to, co masz, ale zawsze staraj się mierzyć wyżej”. Mimo, że znajdujesz się właśnie w najbardziej obskurnym pomieszczeniu, w jakim kiedykolwiek byłaś ( pomijając Starbucks’a w Paryżu, gdzie obsrane były nawet ściany). Mniejsza o to. W twoim pokoju jest stare rozkładane łóżko, które śmierdzi jak żul i wygląda, jakby żul na nim spał. Jedna szafa (same półki), okrągły stół z którego ktoś jadł nie używając talerzy i stare, zakurzone radio. Prze-kurwa-rewelacyjnie. Aleee?! Masz duże okno, za którym jest mini balkon, gdzie będziesz trzymać rower. Powoli zaczynasz sobie wizualizować swoje studio w przyszłości. Powieszę zasłonki, szafę pomaluję na biało, wstawię nowe łóżeczko z podusiami, powieszę kilka obrazków… Co to do cholery jest??? Na ścianie, gdzie ma zawisnąć Marilyn Monroe dostrzegasz narysowanego konia ( może żyrafę) ze swastyką na tyłku! Matko kochana, kto tu do cholery mieszkał? Na pewno nie kobiety, stwierdzasz to po grubości warstwy tłuszczu na kuchennych kafelkach. Jeden dzień z nożem i „Panem Mr Mustle Cię wyręczy” i kafelki będą wyczyszczone. Twoja mama była niegdyś pedantką, za co teraz pragniesz jej podziękować. Nauczyła cię różnych pomocnych trików i w dwa dni (z malowaniem 3,5, bo robiłaś przerwy na miłość ze swoim facetem) zamieniłaś chlew w przytulne gniazdko dla dwojga. Jesteś zajebista! I Twój facet też. Należą mu się gratulację za wnoszenie i znoszenie dupereli( z szóstego piętra przypominam!): mebli, pudeł, worków, farb, wiertarek, pędzli, klei, gipsów i innych dla baby nieistotnych rzeczy. Bo to jest tak. On pyta: Jaki chcesz kolor ścian? K
-Nooo w sumie bym chciała lilię ( mam na myśli fiolet), ale modny jest szary albo może głęboki błękit. No to mężczyzna jak na kochającego męża przystało, słucha, podpowiada, analizuje. W głowie powtarza: „Wybierz do cholery już ten kolor i oby był to ciemny fiolet, przejadę raz pędzlem i będzie gotowe „. I tak sprytnie prowadzi dyskusję, że Kicia ten fiolet wybiera( i co najlepsze też się jej ten pomysł podoba). Pomalowanie ściany to nie jest tylko pomalowanie ściany. Żeby jakoś to wyglądało, a nie jakby ktoś zębami wpierniczał tynk, mąż musi zagipsować dziury, później to wyrównać, przytrzeć i lista jeszcze długa. Dla baby to pikuś, dla niego wnerwiająca robota, ale z miłości do Kici zrobi wszystko perfect, bo jest perfekcjonistą ( podpowiadam, że to zaleta!). Po czterech dniach, piętnastu Red Bullach ( free sugar, bo cukier zabija) i kilku numerkach z mężem „number 23” jest gotowy!! I przyznam z dumą, że wygląda (na tamten moment) zajebiście.