Mówili „Nie wrócisz”, wróciłam.
Oj tak! Długo mnie tu nie było. I choć Paryż zostawiłam daleko za sobą, to powraca do mnie nocami.
Powiedziano mi, że nie wrócę do Polski, powiedziano mi, że przyzwyczaję się do rzekomego dobrobytu na obcej ziemi, powiedziano mi wręcz, że zakocham się w jakimś bogatym Francuzie i splunę na swoje polskie korzenie.
I choć nie żałuję swojej decyzji o powrocie do Polski ( co wzbudza zdziwienie wśród… wszystkich), to z sentymentem przyglądam się Wieży Eiffla, Arabowi sprzedającemu tandetne breloczki i cudownym kraciastym obrusikom na kawiarnianych stolikach.
Jakie decyzje są w życiu najlepsze? Spontaniczne. Tak samo było z decyzją powrotu na wieś. I choć tu także rozpoczęłam zupełnie nowe życie, to życie w niczym nie przypomina mi paryskiego koszmaru. I dobrze!
Portfel Louis Vuitton i dziura w ścianie.
O wadach mieszkania w Paryżu pisałam dość często. W sumie nieustannie. Za duży ruch, za dużo multikulti, za duży stres, za mało zabawy, szefowa to suka, jej szofer to fiut. A mimo to stać mnie było na mieszkanie nad jeziorem w „spokojnej” dzielnicy, buty od Moschino i portfel od Louisa. I żaden z tych przywilejów nie był wart tyle, co dziura w ścianie, w starym domu na wsi, w moim domu. Tęsknota za rozpadającą się stodołą, zapachem skoszonej trawy, widokiem gwiazd i ciszą tak głośną, że aż niepokoi, powoduje, że nie jesteś w stanie cieszyć się z etapu życia, na którym obecnie się znajdujesz. Od początku istnienia tego bloga byłam do bólu szczera. Przecież każdy pisarz, bloger, artysta czy jakkolwiek to nazwiesz, wie że autentyczność jest numerem jeden. Nie bałam się powiedzieć, że Paryż to kupa gówna, dosłownie. Że kasa z człowieka robi bezuczuciową, flegmatyczną zawiesinę, kogoś na wzór człowieka „na salonach”. I tak po powrocie do polskiej, szarej rzeczywistości, wypełnionej ziemniakami o smaku ziemniaków i mielonymi o smaku świni, nie krowy ( we Francji o wieprzowinę dość ciężko, bo większość mieszkańców to muzułmanie, którzy po zjedzeniu świni idą do piekła, albo raczej nie idą do nieba) ciągle odpowiadam na pytanie: ” Pani Aniu ( tytuł Pani wzbudza we mnie smutek, bo wypada w końcu dojrzeć), jak się Pani żyje w Polsce?”
Dla większości Polaków odpowiedź jest oczywista. Ciężko, źle, trudno. Rząd nie taki, płaca nie taka, kredyty nie takie, wszystko bylejakie! A jednak jeździsz samochodem, nie rowerem, masz mieszkanie ( i co z tego, że na 30 lat zaciągnąłeś kredyt), pracujesz ( masz pracę, a jak nie podoba Ci się obecna, to szukaj innej). Owszem powrót był rozczarowujący, nie udało mi się osiągnąć zamierzonych celów. Wszystkie te problemy są błahostkami w porównaniu do uczucia bezsilności na obczyźnie. Jesteś w Polsce, u siebie, jakaby ona nie była, to Twój dom. Nie masz pieniędzy, masz je od kogo pożyczyć, dopada cię smutek, jedziesz do przyjaciółki. I choć nie kupujesz już odjazdowych, gwiazdkowych prezentów, to jednak święta spędzasz z rodziną. Są osoby, znam osobiście, które odnajdują się za granicą, mają tam cudownych przyjaciół, zajebiste prace i nie tęsknią za Polską. Jednak wyzbycie się całkowicie swojej polskości jest po prostu niemożliwe.
Okno w dachu, ale brak parapetów.
Czy odniosłam porażkę, bo nie do końca spełniłam swoje marzenia?
Nie. Nie wiem. Są momenty, że przychodzą myśli, po co wróciłam, skoro nie mam jeszcze elewacji, nie mam fug na podłodze i nie mam parapetów przy oknach? Ale są momenty i jest ich na szczęście więcej, że budzę się rano, za oknem widzę las, a gdy kładę się co wieczór w łóżku, w pościeli, kupionej za euro, patrzę w okno i widzę setki gwiazd. Ani raz w Paryżu, nie spojrzałam w niebo, ani raz w Paryżu nie patrzyłam na gwiazdy. Czy Ty patrzysz na gwiazdy? Czy w ogóle pojmujesz, co to za szczęście, mieć czas i odczuwać spokój patrząc w te pieprzone gwiazdy na niebie? Wbijanie ludziom do głowy prawdy, że należy od czasu do czasu zatrzymać się na chwilę, docenić co się ma, przyjrzeć się rzeczom, które nas otaczają jest już tak bardzo oklepane, wręcz momentami irytujące. Ale tak jest! Może nie mam parapetów, może w deszczowe dni muszę ubierać kalosze, aby dojść do samochodu, ale to jak na to spojrzysz zależy tylko od ciebie.
Dziękuję za Paryż.
Nie ukrywam, że moment podjęcia decyzji o opuszczeniu Paryża, był jak do tej pory najlepszą dla mnie wiadomością ( nie podjęłam tej decyzji sama). Tyle kłamstw na temat tego miasta jest publikowanych w sieci, że zaciskam zęby za każdym razem, gdy przeglądam internet. Najgorszy jest Fashion week. Posty modowych blogerek wzbudzają we mnie najzwyklejszą wściekłość. „Paryż jest cudowny”, „Znów jestem w tym pięknym miejscu”, „Blogerka xxx znów na paryskim Fashion Week”. Dlaczego żadna z nich nie opublikuje zasranego metra, tłumów koczujących emigrantów z krajów, o których one pewnie nawet nie wiedzą, że owe istnieją. Ja wiem dlaczego. Bo ludzie nie chcą tego oglądać! Ludzie nie chcą wiedzieć, że jest źle, że świat jest inny, niż jest na prawdę. I tu jest błąd! Ogromny błąd, który ma przeogromne znaczenie w naszym życiu. Jestem wdzięczna, że tam byłam, że ciężko pracowałam, że poznałam takich, a nie innych ludzi, bo wszystko to pomaga mi w życiu tutaj, w Polsce. Uwielbiam moją nową pracę, choć bywa wnerwiająca, uwielbiam stać w kolejce do kasy, bo mogę pogadać z kasjerką o pierdołach. I to, że nic w naszych życiach nie dzieje się przypadkiem nabiera mocy z każdym dniem, gdy trzeba stawiać czoła problemom w codziennym życiu. Znając prawdę możemy przejść obojętnie obok problemów, które tracą swoje znaczenie w obliczu innych problemów. Jedne kłopoty zamieniamy na inne, kwestia tylko, z którymi wolimy się uporać. Problemy będą zawsze i wszędzie. Tak wygląda życie, każdego, kwestia ile mamy sił w sobie, by im sprostać. Mi na paryskie problemy po prostu jej zabrakło, ale to dzięki nim teraz jestem silniejsza żyjąc na mojej ukochanej wsi.
5 comments found