Niezbędnik Paryżanki
Tyle się już namarzyłaś o tym Paryżu, że w końcu postanowiłaś tu przyjechać i wszystkiego doświadczyć na własnej skórze. Nie ważne, czy zabawisz tu jako turystka, czy postanowisz tutaj zamieszkać. Z całą pewnością będziesz potrzebowała tych kilku małych niezbędników.
Paryż uchodzi za pewnego rodzaju luksus, i dobrze. Bo Paryż to droga usługa. Jeśli chcesz korzystać z jego uroków ( sklepów, kin, teatrów, muzeów, itp) to musisz się uzbroić przede wszystkim w gruby portfel. Ale nie musisz. Mimo, że złotego Rolexa nie mam, to jako turystka spędziłam tu cudowne chwile. Jednak z ręką na sercu muszę przyznać, że widok ekskluzywnych torebek na witrynach Diora, Chloe i Celine ściska mi serce do dzisiaj. Wierzę, że i na to przyjdzie czas. Póki co, musiałam zaopatrzyć się w kilka drobiazgów, bez których w Paryżu nie potrafię funkcjonować:)
Moje TOP 10 paryskich niezbędników
#1. Nawilżający krem do twarzy/balsam do ciała.
Na całym świecie, w każdej książce, którą przeczytałam odnośnie Paryża, kobiety się zastanawiają: Jak to jest, że Francuzki mimo swojej skromności w ubiorze i makijażu, ciągle wyglądają szykownie i bije od nich paryski blask? A no dlatego, że bardzo dbają o skórę. Dobry krem nawilżający to podstawa. Paryż jest kapryśny. Jak nie pali słońce, to pada deszcz i wieje wiatr. Przeciągi są popularne szczególnie w metrze. Tam wiatr jest suchy, wredny i wysusza nam skórę. Od razu zaczęłam testować setki kremów do twarzy. Od Galénica, po polską Ziaje, Avene do skóry wrażliwej ( który podrażniał jeszcze bardziej), Klorane dla bobasów, Biodermę zieloną, kończywszy na idealnym zestawie: Sephory i Maca( nakładam przed makijażem). Dopiero ten duet jakoś uporał się z moją suchą i bladą cerą. Aktualnie jestem w trakcie eksperymentowania z naturalnymi metodami, które nie obciążają aż tak mojej kieszeni. Na pewno o tym wkrótce napiszę.
#2. Sportowe buty
Jeżeli przyjeżdżasz zwiedzać Paryż, niech Cię nie zmyli, że w stolicy mody musisz wyglądać zjawiskowo. Zainwestuj w sportowe, wygodne buty. Obserwując Paryżanki muszę stwierdzić, że i one kochają wygodę. Sportowe najki nakładają do eleganckich płaszczy, skórzanych torebek i krótkich spódniczek.
Uwielbiają również trampki Conversy, które ich zdaniem pasują do wszystkiego i w większości mają rację. Zaczynając życie w Paryżu już po dwóch dniach kupiłam buty do biegania ( tu się w nich nie biega, a chodzi na codzień) i Conversy. Trampki w moim przypadku się nie sprawdziły, bo gumowa podeszwa obciera mi palce (mam za duże stopy), natomiast adidasy to mój paryski must have! Recepta na paryski szyk? Moda i wygoda 😉
#3. Słuchawki
W sumie niby oczywiste! Słuchawki służą do odsłuchiwania muzyki. Ale w Paryżu pełnią wiele innych, ważniejszych funkcji. Po pierwsze chronią uszy przed przeciągami, gdy akurat jest lato i nie nosimy zimowych akcesoriów. Po drugie ( dla mnie najważniejsze) dają do zrozumienia, że nie masz ochoty na rozmowy z obcymi facetami ( głównie pochodzenia arabskiego). Czy jesteś w metrze, rerze, autobusie, tramwaju, nawet na ulicy, któryś z nich bankowo Cię zaczepi. Wystarczy jedno przypadkowe spojrzenie w ich kierunku i jeb! Za 5 minut albo koło Ciebie przycupnie, albo za Tobą pójdzie, albo poprosi o fajka ( nie palę, więc nie kumam). Normalka! Ja zazwyczaj w takich sytuacjach odpalam standardową gadkę. On się szczerzy jak szczerbaty na suchary, a ja odpalam: „Ekskuzemła, ży non parle franse”. I voilá! Koleś cofa się na pięcie i idzie szukać dalej. Gud lak mesje!
Do Paryża przyjedź z dystansem. Tak, tak wiem to Paryż! Kocha sie tu wszystko i wszystkich. I właśnie na takie naiwniaczki tutaj polują. Nie bądź zbyt ufna, ale nie antyspołeczna. Po prostu grzecznie się uśmiechaj, ale oczy kieruj ku butom 😉
Ja już miałam kilka takich sytuacji, które teraz wręcz napawają mnie obrzydzeniem. Albo jestem tak zajebista, że nie można koło mnie przejść obojętnie, albo Ci kolesie muszą być nieźle nagrzani. Jeden taki nawet udawał Włocha, bo prowadził prawie włoską knajpę i miał czelność do mnie startować w obecności mojego faceta!! Wyjechał z zapytaniem, czy przypadkiem nie jesteśmy rodzeństwem?!! Fuck off!
#4. Perfumy
Perfumy zaraz po kremie nawilżającym są niezbędnikiem Paryżanki. Czemu? Bo jak wracasz z pracy zmęczona, rozczochrana i z lekko rozmytym makijażem, to po psiknięciu się perfumami masz wrażenie, że jesteś tak samo „luksusowa” jak reszta Paryża.
#5. Korektor
Wiele kobiet tego nie używa, bo albo nie pracuje, albo są idealne genetycznie i nie mają cieni pod oczami. Moje wyskoczyły odkąd nie mam czasu na sen. I to małe cudo pozwala mi jakoś wyglądać pośród paryskich ideałów. Nigdy nie używałam korektora, więc trochę czasu mi zajęło, by znaleźć idealny dla mojej cery, która jest sucha. Najpierw kupilam Maca. Nie sprawdził się, bo podkreślał zmarszczki pod oczami ( starość każdego dopadnie). Pani ( średnio ogarnięta) w Monoprix, na dziale kosmetycznym, polecila mi produkt eco, Une Natural Beauty. Jest w miarę tani i w miarę dobry, bo nawilża skórę, ale szybko znika. Więc poprzestałam na najtańszym produkcie ( korektor z Maybelline), który poleciła mi siostra. I póki co, jest to strzał w dziesiątkę 🙂
#6. Ochronna pomadka do ust
Francuzki kojarzą się z czerwoną szminką. Jednym pasuje, drugim nie bardzo. Dlatego robię dziubki w mniej intensywnych kolorach;) Najważniejsze, by była nawilżająca. Widok schodzącej skóry z ust nie jest estetyczny. Ani u kobiet, ani u facetów. Tak, mężczyźni używają pomadek ochronnych! I chwała im za to. Lepiej całować się chyba z miękkimi ustami 😉
Natomiast widok faceta w metrze, który jest pomalowany lepiej ode mnie jest już znaczną przesadą.
A tu się to zdarza, oj zdarza się…
#7. Mała torebka na pasku
Od zawsze byłam fanką małych torebek. Ostatnio zostałam zapytana o to, co się nosi w Paryżu? A no nosi się wszystko!!:) Kuferki, listonoszki, torebkoworki, plecaki, kopertówki. Ale, co zauważyłam? Paryżanki lubią jedną bag plus. To znaczy, że na ramieniu wisi mała Chanel, a w ręku trzymają bardzo tutaj popularną Longchamp wykonaną z materiału ze skórzanymi wstawkami. Jest to chyba najczęstsza marka, którą widuje u Paryżanek. Żeby nie odstawać od reszty sama zostałam jej posiadaczką. Do małej wkładasz to, co jest Ci najbardziej potrzebne i co możesz wyjąć w jak najkrótszym czasie, bo tu czasu na szukanie pierdoły w torbie A4 x 2 nie ma. Ja do mojej wrzucam navigo ( bilet miesięczny), pomadkę, telefon, klucze, słuchawki, lusterko, korektor, gumę do żucia. A do dużej „Longchampki” wkładam książkę ( autorstwa ostatnio mojego ulubionego pisarza Piotra C., choć często się z nim nie zgadzam, facet zawsze poprawi mi humor, merci Piotrze), krem do rąk, płyn do dezynfekcji rąk, mokre chusteczki do rąk. Zastanawiasz się czy jestem walnięta na punkcie czystości? Nie. Ale jak musisz dotknąć poręczy w metrze, którą dotyka 2 miliony różnych, obcych ludzi, no to stajesz się przezorna. Znajdę tam jeszcze perfumy, czasami małą wodę ( nie, nie do mycia rąk) zeszyt z kursem do francuskiego ( od pół roku lekcja 3,4 na 100 parę, nie mam czasu ani siły, poza tym Piotr jest zabawniejszy). Czasem skarperki na zmianę, po pracy.
#8. Zestaw witamin
Na rozmowie kwalifikacyjnej do roboty, którą w sumie załatwił mi przyjaciel ( pozdrawiam Cię O.) zostałam zapytana o to, czy często choruję. Nie licząc cholernie mocnych bóli menstruacyjnych, odpowiedziałam rzecz jasna, że nie. Pracę dostałam ( to mój urok osobisty), a po 2 tygodniach rozwaliła mnie grypa. Efekt? Tydzień w domu z „Przyjaciółmi” po angielsku, dolipramem ( francuski lek na wszystko) i z antybiotykiem. Oczywiście załatwiłam się tak, bo:
1. Nie nosiłam szalika ani czapki, ani nawet słuchawek w metrze.
2. Nie brałam żadnych witamin i nie jadłam zdrowych rzeczy.
3. Pewnie przyczynił się też stres i zmęczenie po pracy( na początku byłam tak obolała, że płakałam z bólu, a mój M. robił mi godzinne masaże). Teraz nie ma na mnie mocnych, czas leczy rany (dosłownie), a trening czyni mistrza! Trenuję dalej…
Wracając do rad dobrej cioci Anki. W Paryżu chorobę przechodzi się całkiem inaczej. W domu jak Cię dopada grypa to na raz atakuje wszystko. Gorączka, bóle mięśni, katar, ból gardła, zimne poty itp. Tutaj wszystko nastepuje po sobie, żeby w końcu zwyciężyć i powalić Cię do wyra. Najpierw jest Ci kilka dni noooon stop zimno. I stop. Później zaczyna lecieć Ci z nosa. I stop. Następnie boli Cię gardło i masz kaszel. I stop. I w końcu dostajesz 39 stopni gorączki i „padasz trupem”.
Po pierwsze łykaj coś na wzmocnienie, nie ważne że przyjechałaś latem. Łykaj! Ja polecam Supradyn, który z kolei poleciła mi przyjaciółka. Do tego jedz na zielono ( czyli warzywa) i codziennie rano pij wodę z cytryną i miodem, najlepiej letnią. Nie dość, że daje kopa jak kawa, to oczyszcza organizm z toksyn, no i wspomaga odporność. Woda z cytryną? Przysmak Mirandy Kerr i mojej szefowej.
#9. Podręczny płyn do dezynfekcji
Czyste ręce to podstawa!!! Od przedszkola nas uczą: Myj ręce po piaskownicy, myj ręce po kupce, myj ręce po pogłaskaniu psa itd. Nie uczyli na darmo! Ręce to prawdziwy „Transporter” zarazków, bakterii i innego świństwa. W Paryżu mieszka około 2 milionów ludzi. Wyobraź sobie, że poręczy w metrze numer 1 trzymała chociażby połowa. A nie muszę chyba przypominać, jak ktoś kiedyś, choć całkiem niedawno, zrobił badanie na temat tego, co na tych poręczach się znajduje ( resztki kału, jakieś pałeczki czegoś tam i inne badziewie). No to tej poręczy nie dotykają tylko „przystojni Francuzi z metra”( na insta ponoć jest taki profil, nie zaglądałam, bo już ten pierwszy nie był ani przystojny, ani nie był prawdziwym Francuzem!), ale również bezdomni, brudni i chorzy. Kup ten płyn, serio.
#10. Hulajnoga
O tym wynalazku już pisałam. Po prostu wszędzie dojedziesz dwa razy szybciej. Oszczędzasz czas, którego masz mało. Możesz albo dłużej rano pospać, albo dłużej pooglądać Rodzinkę. pl.