Sławińska pisze

By Ania Kitka
Środa

Środa

Znowu przyszła o drugiej w nocy napruta jak messerschmitt. Czy ona kiedyś wydorośleje? Ma 28 lat, mogłaby być bardziej odpowiedzialna! – obudziłam się na dźwięk rzuconych na zimne kafelki czerwonych szpilek. Lubiłam je, zawsze mnie ciekawił ich smak i zapach. Ale nigdy nie odważę się do nich podejść, bo i po co? Żeby znowu dostać wpierdol? Nie dla mnie takie numery. Podejdę do niej, może będzie trzeba wyć o pomoc.
– Ooooo! Cześć malutfka! Jak się massss??Ups! Ciiii. Pani się troszkę wstawiła.

Nie, no nie wierzę. Jest środa! Do chuja wafla. Środa! Czy ludzie nie chodzą przypadkiem rano do pracy, żeby zarobić na te swoje wszystkie bezsensowne zachcianki? Nie no wyjebała się! Nie do wiary.
– Ty się nic nie bój malutka, ja idę grzecznie do łóżeczka, tak?

A chuj mnie to obchodzi! Nie było cię cały dzień. Caaałyyyyyyy!!! Nie wytrzymam tego. Siedziałam na zewnątrz, deszcz napierdalał tak, że teraz jestem jednym wielkim zlepkiem błota, będę schła do jutra. Ale ty oczywiście mnie nie wykąpiesz, bo po co? Fakt. Nienawidzę tego srebrnego długiego węża, za każdym razem sram pod siebie jak go widzę, ale chodzi o fakt. Fakt troszczenia się o drugą istotę. Boże! O czym ja mówię. Ona myśli tylko o sobie. Jakiego fiuta tu przyprowadzić w następny weekend, żeby mu przyrządzić jajecznice ze szczypiorkiem z ogrodu. Naszczam jej na ten szczypior, jeszcze trochę.

Drzwi do sypialni na piętrze zostały bardzo głośno zamknięte. Aby dostać się do pokoju Pani trzeba było pokonać dwadzieścia drewnianych i stromych schodów. Nie umiałam po nich chodzić. Ale miałam też zakaz poruszania się po pierwszym piętrze. To było królestwo Pani. Miałam już swoje lata. Spędziłam je na opiece nad rozpieszczoną i samolubną babą, która w przejawach dobroci kupowała mi karkówkę na obiad. Nie jestem z natury marudna, szybko dostosowuję się do otoczenia. Los mnie jednak nie oszczędzał, niestety. Oj nie chce teraz o tym mówić, wolę zaczekać do rana, aby na spokojnie porozumieć się z Panią. Muszę coś z tym zrobić, bo dłużej nie wytrzymam takiego traktowania!

Po 20 minutach sterczenia pod schodami i nasłuchiwania, czy ten klops położył się do łózka, odeszłam w spokoju do swojego pokoju. Była noc. Zimna, deszczowa, krople głośno uderzały o metalowe parapety. Za oknem widziałam Stefana jak zamyślony spacerował po dachu sąsiedniego domku. Kochał taką pogodę, był dziwnym stworzeniem, nawet jak dla mnie. Ale w całym tym bajzlu, tylko on mnie rozumiał. Mimo tylu różnic, które nas dzieliły, czułam że go kocham. Skrycie ale na zawsze.
Usnęłam. O piątej rano obudził mnie wrzask.

1 comment found

Your email address will not be published. Required fields are marked with *.