Ty też czasami zwątpisz.
Parę dni temu odezwał się do mnie stary znajomy. Dziękuję za wszystkie korzyści, jakie przynosi mi zgroza codziennego życia – Internet i możliwość rozmawiania, bez podawania swoich numerów telefonów. To dziwne, że kolekcjonujemy znajomości w sieci, a boimy się dać swój numer telefonu lub robimy to bardzo ostrożnie. Dzwoniący messenger mnie zaskoczył. Cholernie. Ale tak samo ucieszył. Pozdrawiam.
Powspominaliśmy, jak to fajnie było wspólnie gadać na antenie. I jak to bywa podczas takich rozmów, zapytał mnie: „Anka, a co Ty teraz robisz?”
Trafił w idealny moment, bo musiałam wybyć aż w góry, by przypomnieć sobie, czego szukać w życiu. Ja pierdole…
Droga w góry trwała jakieś osiem godzin, może więcej. A ja przez sześć zastanawiałam się, czy zdaję sobie sprawę z tego, gdzie aktualnie jestem – w życiu. I przede wszystkim, czy jestem z tego powodu szczęśliwa. Analizowałam wnikliwie kilka ostatnich miesięcy i ogarnęła mnie złość, bo pozwoliłam innym na definiowanie siebie. Wniosek był jeden: przestałam być pewna siebie i to przez opinie innych.
Kiedy tracisz choć trochę pewności siebie, bo trochę przytyjesz, bo kłócisz się z partnerem, bo szef wyrzucił cię z pracy, bo zrobiłeś coś społecznie uznanego za niemoralne, zaczynają pojawiać się wątpliwości. Czy jesteś odpowiednio dobry, ładny, mądry? Czy masz się czym pochwalić, czy na pytanie: „Anka, co Ty teraz robisz?” Możesz odpowiedzieć: Jestem szefową w … Jestem właścicielką… Właśnie urodziłam dziecko… Nie mogę. 🙂
To, co odpowiedziałam kumplowi zachowam dla siebie. Ale powiem tylko tyle, że był zaskoczony. Pozytywnie.
Ja mam przejebane, hiperbolizuje. Ale czasami trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Jestem z pokolenia, które ciągle wątpi. Pokolenie „słomianego zapału”, które nie potrafi skupić się na jednej, konkretnej rzeczy. Czuję się jak w labiryncie, ale nie takim z jednym wyjściem. Ale z tysiącem wyjść, z tysiącem możliwości i z tysiącem zakończeń jednej historii. Oczywiście nie wiem, które będzie dla mnie najlepsze.
Szybko zaczęłam wracać wspomnieniami, kiedy ostatnio byłam wdzięczna, zadowolona, kiedy ostatnio czułam, że w żyłach płynie mi krew, a sen nie sprawia mi trudności. Kiedy moje myśli były optymistyczne, a pocałunki mimo, że krótkie to intensywne.
I wiecie, kiedy to było? Wtedy, gdy akceptowałam kim jestem.
Wydaje się banalne, wiem – mnie to wręcz zaczyna wkurzać. Ale ja to sprawdziłam. JA TO WIEM!!! Ja to realnie czuję w kościach i umyśle. Kiedy kocham siebie, wszystko inne daje mi szczęście. Jestem w odpowiednim momencie, z odpowiednimi dla mnie ludźmi. Kiedy pojawiają się problemy, wiem że je rozwiąże. Gdy coś sprawia mi ból, wywołuje stres, wiem że muszę to odpuścić. Jestem autentyczna i współczująca, nie pielęgnuję zazdrości, a inwestuję w rozwój.
Każdy z nas może czasami zwątpić w siebie. Jest to naturalna reakcja na czynniki zewnętrzne, które pojawiają się prędzej czy później. I umysł płata figle i podsyła nam pomysły, słowa, zachowania, które są zapożyczone z social mediów, z telewizji, z kolorowych zdjęć pani M. z greckich wakacji.
Być może i Ty zwątpiłeś w siebie. Szukasz odpowiedzi na pytania, na które większość z nas nie zna odpowiedzi. Trzeba próbować. Metodą prób, błędów, wkurwów i wylanych łez. O każdą z tych rzeczy będziesz mądrzejszy.
Najgorszy scenariusz dla nas wszystkich to utknięcie w tym labiryncie. Stanie w jednym punkcie i brak decyzji. Jak podejmiesz złą, to podejmiesz! Poszukasz innego wyjścia, może nawet będziesz musiał się wrócić. Masz tyle możliwości, ile jesteś w stanie dostrzec. Tylko nie stój w miejscu. No chyba, że akurat jest pięknie…